Przed przyjazdem słyszałem wiele opinii, negatywnych, jak również pozytywnych, że można Bangkok kochać, lub nienawidzić. Po moim kilkudniowym pobycie nie jestem w stanie określić do końca, jakie mam zdanie. Na pewno Bangkoku nie polubiłem, ale też nie popadnę w skrajność pisząc, że znienawidziłem. Mieszane uczucia…
Zacznę od Khao San Road – to zapewne w okolicach tego miejsca większość przyjezdnych zaczyna swoją przygodę. Ulica ogromnie turystyczna, wszystko skrojone pod turystów, a wieczorami przeważająca większość to ludzie o nieazjatyckich rysach. Bary, sklepy, restauracje, bardzo specyficzny i ciężki klimat, myślę że można spędzić tam jeden wieczór, napić się sławnego bucket drinka i uciekać 🙂
Street food
Bardzo lubię Azję za streetfoody, jak już zjeść coś oryginalnego i taniego to tylko w takim miejscu. W Bangkoku takich miejsc jest dużo, mniej, lub bardziej turystycznych, ale będąc już poza centrum, miałem wrażenie że wszystko smakuje lepiej. Klasyczny pad thai, krab, lub coś bardziej wyszukanego w postaci mięsa z krokodyla? Jak najbardziej.
Zwiedzając miasto warto wybrać się do dzielnicy chińskiej – gwar, ciasnota, stragany, lampiony, wszystko tworzy bardzo ciekawy klimat.
Warto, moim zdaniem na jeden dzień wybrać się poza ścisły Bangkok. Dzień przed odlotem zarezerwowałem nocleg w dzielnicy Lat Krabang. To tam mieści się główne lotnisko – Suvarnabhumi. Była to bardzo dobra decyzja, dzielnica poza centrum, brak turystów, taniej, mniejszy gwar. Chyba bym nie skłamał mówiąc, że to tam najbardziej mi się podobało, było realnie. Dzieci wracające ze szkół, ludzie zajęci pracą, panie siedzące na ławkach w cieniu. Przed jedną ze świątyń odbywał się festyn, budki z jedzeniem, śpiewy, masa lokalnej ludności i brak turystów. W takich właśnie miejscach idzie odnaleźć autentyczną, żyjącą własnym życiem stronę ogromnej metropolii.
Jakie wnioski?
- Bangkok jest turystycznym miastem, więc jego nastawienie do maksimum na turystów nie powinno dziwić,
- dosyć drogi alkohol ( piwo 7-10zł ) różnicę idzie odczuć mocno, gdy wraca się z sąsiedniej Kambodży, gdzie piwo potrafi kosztować 1.5zł,
- praktycznie brak możliwości płacenia kartą ( nie jest to może minus, a specyfika tego regionu ), lecz potrafi zirytować. Gdy znajdziemy miejsce z terminalem, to zwykle doliczają 2-5% wartości transakcji,
- wyciągnie pieniędzy z bankomatu to ogromne prowizje,
- można zwiedzić większość miejsc nie wynajmując tuktuka, ani taxi,
- wodne taksówki po rzece, ciekawe doświadczenie, możliwość dopłynięcia w wiele miejsc za niewielkie pieniądze
- w Bangkoku trzeba mieć wyluzowane podejście do wszystkiego, inaczej wiele rzeczy może nas irytować.
A wy odwiedziliście Bangkok ? Podobało wam się? A może macie w planie wyprawę?
Więcej zdjęć ponieżej: